Stoję na szczycie góry
Mam rozchylone ramiona
Stąd widok wspaniały gór, lasów i chmur
Stoję naga
Bez skóry
Wiatr ciało smaga…
I nawet jeśli bolesny jest czasem dotyk
Samego tylko powiewu
Czuję jak trwam w tym, co otacza mnie
Co żyje
Pragnę pochłonąć to wszystko
Na ile wystarczy spojrzenia
A jednocześnie – poddać się
Poznaniu przez powietrza drżenie
Które koi rany
Zadane ziarenkiem piasku
Nieopatrznie przywianym.
Koszalin 1998